Nie dorosłam jeszcze. I wiecie? Wcale mi się do tego nie śpieszy.
Tak na prawdę to siędzę i myślę co ja robię ze swoim życiem.
Chciałabym być znowu małą dziewczynką, którą obchodzi tylko to, czy jak przyjedzie do babci to będzie się bawić w chowanego, tylko to, czy na placu zabaw jest wystarczająco dużo osób by pograć w palanta. Chciałabym być znowu małą dziewczynką, która za każdym razem gdy idzie za stodołę dziadków czuje takie ogromne szczęście, wiart na sobie, widzi dookoła zielone drzewa i czuje się tak bezpiecznie i tak dobrze. Chciałabym móc pobiegać bosymi stopami bo gorącym asfalcie, ewentualnie parzącym piasku. Przespacerować się do lasu i spowrotem. Chciałabym tak po prostu wejść na drzewo, usiąść na nim, nigdzie się nie śpieszyć, niczego się nie bać, no może prócz tego w jaki sposób w końcu zejść z tego drzewa. To wszystko to były najlepsze lata, a ja jeszcze wtedy nie umiałam tego docenić. Myślę, że ja do dzisiaj nie umiałam tego docenić.
No bo co? Teraz siedzę w tym Lublinie, skończył się film, Wiolka śpi, Mikołaj pewnie też. A tak właściwie po co ja tutaj siedzę? Po co ludzie robią coś, czego tak na prawdę nie chcą, zamiast żyć tak jak chcą, tam gdzie chcą i z kim chcą ? Te ostatnie pół roku przypomniało mi co jest ważne w życiu. Przez ostatnie 3 lata żyłam w jakimś zaślepieniu, nawet nie umiem tego bardziej odpowiednio nazwać. Żyłam tylko i wyłącznie pod dyktando kogoś innego, kto nie kierował się moim dobrem, tylko swoim. A teraz jest zupełnie inaczej. Teraz jest tak jak kiedyś. Ale co z tego? Co z tego, skoro ja i tak nie mogę robić tego czego chce?
Okey, skończę studia. No i? Dalej zamiast żyć tak jak chce i tak by mi było dobrze będę żyć życiem innych. Moje życie będzie wraz skupione na problemach innych, a nie na moich problemach.
Zdałam sobie sprawę z tego, ze już nigdy nie będzie tak jak wtedy kiedy byłam mała. Wszystko jest nie tak. Przez to miasto nie mogę iść nawet na cmentarz z okazji Dnia Dziadka. Nie mogę nic. Prócz stresu, wyścigu szczurów, nienawiści innych, głupoty ludzkiej, naiwności. Jest tak dziwnie.
Dorosłość? Czy to ma tylko i wyłącznie polegać na tym, że nie widuje bliskich i Łukasza wtedy kiedy chce, tylko wtedy kiedy "mi pozwolą" ? Przeżywam jakiś wewnętrzny bunt, a sama nawet nie wiem przed czym się buntuje. Przed studiami? Lublinem? A może przed samą sobą?
W porządku. Uspokoiłam się trochę. Wracam do łóżka. Łukasz śpi, wszyscy spią, wiec musiałam napisać tutaj. Tak patrzę przez okno i albo jest pełnia, albo na dniach będzie, bo nie dość że durnoty mi się śnią po nocach, to jeszcze jakieś załamania nerwowe przechodzę.
Pozdrawiam,
Ewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz